Translate

Ogławianie czosnku

W ogrodach w Polsce spotyka się dwa typy czosnku: wypuszczający i nie wypuszczający kwiatostanu. Ten pierwszy wymaga ogławiania. Zabieg jest bardzo prosty - najlepiej przeprowadzić go w drugiej połowie czerwca, a jak się zapomni to w lipcu. Dzięki temu ząbki czosnku będą zdecydowanie większe.

W moim ogrodzie uprawiam czosnek wypuszczający kwiatostany. Dostałam go przed laty w prezencie od gospodyni z okolic Sokółki. Ten typ czosnku uprawiano tam już przed I wojną światową. Jest odporny na wszystko: mróz, choroby, szkodniki. Jedyny zabieg, który trzeba wykonywać, to właśnie ogławianie.

Ogławianie czosnku polega na usuwaniu kwiatostanu, z którego rozwijają się kwiaty (są płonne, czyli nie zawiązują nasion) oraz cebulki powietrzne. Nie należy usuwać całego pędu kwiatostanowego, gdyż - jak liście - asymiluje.
Po usunięciu kwiatostanu czosnek całe swoje siły mobilizuje do odżywiania ząbków podziemnych, dlatego są co najmniej dwukrotnie większe niż bez ogławiania.

                               Tak wyglądają cebulki powietrzne. Rozwijają się bez zapylenia.


Do ogławiania nie potrzeba sekatora, ponieważ pędy kwiatostanowe są kruche. Warto jednak założyć rękawice ze względu na sok o mocnym zapachu (zostaje na rękach). Usunięte kwiatostany wyrzucam na kompost. Zabieg wygląda tak:




Co roku na kilku roślinach zostawiam kwiatostany. Rozwija się w nich ok. 10-20 cebulek o średnicy do 0,5 cm każda. Sieję je jesienią.
Po roku posadzone cebulki powietrzne podwajają objętość do 10 razy (osiągają rozmiar pojedynczego ząbka czosnku), a po kolejnym wytwarzają główkę podziemną z kilkoma ząbkami i wypuszczają kwiatostany.

Ząbki czosnku ogłowianego (z prawej strony) są co najmniej dwukrotnie większe niż nieogłowianego (z lewej strony)


Na zdjęciu na czerwono zaznaczyłam pojedynczy ząbek wyhodowany z cebulki powietrznej (ma wielkość porównywalną do ząbka czosnku z główki). 
Można go zjeść albo wsadzić do gruntu w sierpniu/wrześniu - w następnym roku wytworzy główkę składającą się z 3-5 ząbków.


Nieszpułka zwyczajna - pradawne drzewo owocowe

Jej owoce przypominają rajskie jabłuszka. Są jednak od nich większe, omszałe, najczęściej żółtozielone lub rdzawe. Do jedzenia prosto z drzewa się nie nadają - po zebraniu muszą poleżeć kilka tygodni w chłodnym miejscu, jak niektóre stare odmiany grusz.

Nieszpułka zwyczajna (Mespilus germanica) jest także ciekawym drzewkiem ozdobnym (do ok. 4-5 m), właśnie ze względu na nietypowe owoce.

Widziałam wiele nieszpułek w różnych ogrodach i nigdy nie były one takie same. Różniły się przede wszystkim kolorem owoców - od różnych odcieni zielonego i żółtego po rdzawy. Być może wynika to z tego, że nieszpułka jest pradawnym drzewem owocowym, uprawianym od ok. 3.000 lat, m.in. krzyżowane z głogiem jednoszyjkowym. Poszczególne egzemplarze mogą mieć więc różne pochodzenie, a co za tym idzie - wymagania.

Czy jest nieszpułka odporna na mróz? Kilka dorodnych egzemplarzy widziałam w Białymstoku, gdzie mróz minus 30 stopni Celsjusza nie jest rzadkością. Nie ma specjalnych wymagań co do gleby.

Nieszpułki uprawiono na terenach Polski około 200 lat temu. Czasopismo "Ziemianin Galcyjski" tak pisało o nich w 1837 r.: "Nieszpułka rośnie nawet na najlżejszym piasku. Krzewu tego są różne gatunki". I zalecało, by zakładać z nich żywopłoty.

Owoce można zjadać albo po przemrożeniu, albo po odleżeniu w chłodnym miejscu. Najbardziej przypominają mi w smaku rajskie jabłka, ale zdarzyło mi się też próbować nieszpułek bardzo kwaśnych, nadających się chyba tylko na nalewki.

Owoce zawierają m.in. dużo witamin i antyoksydanty (zapobiegają nowotworom).
Więcej na ten temat CZYTAJ TUTAJ

Na pewno nieszpułka jest drzewem osobliwym i zawsze wzbudza duże zainteresowanie gości w ogrodzie, gdyż mało kto zna tę roślinę. Jej kwiaty są duże (ok. 3-5 cm średnicy). Potrafią się zapylać same. Liście są podobne do pigwy, ale węższe. Po ich opadnięciu, gdy wiszą jeszcze owoce, nieszpułka wygląda szczególnie dekoracyjnie.

             Dojrzałe owoce nieszpułki (zdjęcie zrobiłam we wrześniu prawie w centrum Londynu)

Nieszpułka nie potrzebuje zapylacza, bo potrafi się sama zapylić (potrzebne są tylko pszczoły lub trzmiele). Jest odporna na choroby i rzadko atakowana przez szkodniki.

Z reguły w ogrodach spotyka się krzyżówki wyhodowane z nasion. Znane są jednak także szlachetne, szczepione odmiany, nierzadko mające ponad 100 lat.

Nieszpułka zwyczajna (Mespilus germanica) - ciekawe odmiany:


* Holenderska Olbrzymia - bardzo duże owoce (jak śliwki renklody); dość szeroki pokrój
* Nottingham - owoce duże; pokrój raczej kolumnowy; wolno rośnie
* Royal - owoce średniej wielkości; pokrój raczej kolumnowy

Bardzo ciekawym drzewkiem jest nieszpułkowiec Dardara. Jest chimerą nieszpułki i głogu.

Nieszpułkowiec Dardara  ma owoce mniejsze niż nieszpułka zwyczajna (egzemplarz sfotografowany w Warszawie).



Gajowiec żółty

To ciekawa, pachnąca roślina okrywowa, która może zastąpić trawnik w półcienistych miejscach. Niewymagająca, odporna na choroby i szkodniki. Szybko rośnie - jeśli się o nią dba, aż za bardzo. Jej pędy płożą się po ziemi, tworząc runo o wysokości ok. 20 cm. Tylko podczas kwitnienia - w maju - gajowiec wypuszcza pędy pionowe o wysokości do 50 cm (po kwitnieniu niekoniecznie trzeba je obcinać).

Gajowiec żółty znany jest także pod nazwą jasnota gajowiec. Okrywa z niego jest ładna, gęsta, tworzy neutralne tło dla innych roślin (liście mają srebrzystobiałe, nieregularne cętki) Dobrze znosi deptanie (także przez psa). Wymagań nie ma żadnych. W pierwszych latach gajowca posadziłam m.in. na skalniakach. Okazał się jednak tak ekspansywny, że zagłuszał inne rośliny. W rozrastaniu  nie przeszkadzają mu żadne wkopane przeszkody. Gdy ma dobre warunki, jest podlewany i nawożony, rozrasta się bardziej niż perz (odradzam wyrzucanie go na kompost).
Dlatego przeniosłam go do leśnej części ogrodu. Tu musi sobie radzić bez podlewania i nawożenia; rozmnaża się sam. Dobrze rośnie na każdej glebie pod sosnami i krzewami. Szczególnie upodobał sobie obrzeże ogrodu leśnego oraz towarzystwo barwinka. Rośnie też w cieniu, ale wolniej.
Gajowiec kwitnie w maju na żółto. Cała roślina, po poruszeniu, pachnie. Zapach kojarzy mi się z cytryną i melisą. 
W poradnikach ogrodniczych radzi się go sadzić w wilgotnych miejscach. Fakty są jednak takie, że gajowiec, gdy ma wilgotno (czyli jest podlewany) tworzy płytsze korzenie i trzeba go podlewać stale, bo podczas upalnych, suchych dni smętnie zwisają mu liście. Gdy się go nie podlewa, korzenie sięgają tak głęboko, że trudno gajowca wyrwać. I mimo braku podlewania, wyglądanie ładnie nawet podczas suszy.


Gajowiec żółty (jasnota gajowiec)



O mniej ekspansywnej roślinie, która może zastąpić trawnik w zacienionym miejscu - runiance japońskiej, piszę tutaj:
http://niepodlewam.blogspot.com/2013/04/runianka-japonska.html

Poskrzypka liliowa - czerwone chrząszcze na liliach

To jeden z najtrudniejszych szkodników do zwalczania w ogrodzie. Nic dziwnego - poskrzypka liliowa jest kuzynką stonki ziemniaczanej. Sieje jednak spustoszenie nie wśród ziemniaków lecz lilii. 

Poskrzypce liliowej smakują wszystkie gatunki lilii, ale szczególnie chętnie pożera lilię królewską.
Dorosłe owady to czerwone chrząszcze o długości ok. 1 cm z długimi czułkami. Larwy i jaja są bardzo podobne do stonki ziemniaczanej.

Samiec i samica poskrzypki liliowej w czasie godów. Wtedy najłatwiej zniszczyć ręcznie dorosłe chrząszcze, bo są mniej ostrożne.

Dorosłe chrząszcze nadgryzają liście oraz oczywiście składają jaja. Szczególnie żarłoczne są jednak larwy, bo pożerają liście błyskawicznie. Zaatakowane lilie wyglądają na pierwszy rzut oka jakby gniły. W efekcie zostają same łodygi, często tak osłabione, że lilie kwitną słabo lub w ogóle.

W tych czarnych kupkach są w środku żywe larwy poskrzypki liliowej (jedna lub kilka różnej wielkości). Mogą być na i pod liśćmi. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby lilie gniły, ale to są odchody larw poskrzypek.


Larwa bez chroniącej ją czarnej otoczki z odchodów. Jest podobna do larw stonki ziemniaczanej.


Z poskrzypką liliową można walczyć na dwa sposoby. Żaden jednak, podobnie jak w przypadku stonki, nie jest w 100% skuteczny.

1.Metody naturalne - niszczenie jaj, larw i dorosłych chrząszczy. Ja robię to wyłącznie w gumowych rękawicach. Jaja wystarczy rozgnieść na liściach - znajdują się zawsze po ich spodniej stronie i są bardzo dobrze widoczne dzięki pomarańczowemu kolorowi.

Larwy (są oślizgłe) można zrzucać na ziemię; z powrotem na lilie nie potrafią wejść. Na ziemi są łatwym łupem dla drapieżników, np. jaszczurek zwinek czy muchówek. Dorosłe chrząszcze trzeba rozgniatać, a nie jest to proste, bo szybko uciekają.

Przegląd liści lilii trzeba robić co kilka dni przez cały sezon, gdyż za jednym razem nigdy nie uda się zlikwidować poskrzypki.

2.Preparaty chemiczne - tak jak stonka, poskrzypka jest na nie w dużym stopniu odporna. W moim ogrodzie ich nie używam, ale można zastosować np. Decis. Jeden zabieg, niestety, raczej nie wystarczy.




Skracanie iglaków płożących

Zbyt rozrośnięte płożące iglaki to problem w ogrodzie, zwłaszcza jeśli przy sadzeniu nie pamiętało się, by wybrać karłowe odmiany. Niektóre już po 10 latach potrafią osiągnąć kilkanaście metrów średnicy.

Prosty sposób na ograniczenie wzrostu to skracanie pędów przy pomocy sekatora. Zabieg ten sprzyja też zagęszczaniu płożących żywotników czy jałowców.



W moim ogrodzie największy problem mam z iglakami-prezentami. Są piękne, ale rosną w takim tempie, że gdyby nie były skracane, zagarnęłyby każdy skrawek ziemi i ścieżek. Dlatego systematycznie je skracam, ale tak, żeby nie było widać, że krzewy były cięte.

Najlepsza pora na skracanie iglaków to wiosna: kwiecień, maj, czerwiec. Jeśli jest potrzeba, zabieg wykonuję też później, ale staram się nie przekraczać połowy sierpnia.

Zabieg jest bardzo prosty. Trzeba wybrać ładne rozgałęzienie z wierzchu pędu, a następnie odciąć pęd poniżej. Wybrany pęd górny maskuje miejsce cięcia i to on po zabiegu rośnie najbardziej intensywnie.

Na rysunku poniżej narysowałam schemat pędu. Na czerwono zaznaczyłam miejsca, gdzie można byłoby ciąć. Oczywiście długość cięcia zależy, jaki efekt chce się osiągnąć - czy iglak ma być mniej, czy bardziej skrócony. Z jednej strony, np. przy ścieżce, można iglak skrócić intensywniej, a z drugiej - trochę lub wcale. Ran po cięciu nie trzeba niczym zabezpieczać.


A tutaj ja w akcji:)





Ściółkowanie szyszkami

Szyszki sosnowe, świerkowe czy jodłowe znakomicie nadają się na ściółkę w ogrodzie. Chronią glebę przed utratą wody i wyrastaniem chwastów oraz wzbogacają ją w próchnicę. Rozkładają się długo - aż 3-5 lat.

Ze względu na to, że ich łuski bardzo długo potrafią się zamykać i otwierać pod wpływem wilgoci, tworzą coś w rodzaju inteligentnej ściółki. Podczas suszy się otwierają, jeszcze lepiej chroniąc glebę przed wyparowywaniem wody. Gdy pada deszcz, łuski się zamykają i woda może swobodniej wsiąkać w ziemię.

Szyszki szczególnie nadają się do ściółkowania bylin, iglaków, magnolii, borówek. W przypadku magnolii dodatkowo chronią korzenie przed przemarzaniem. Można je mieszać z korą i trocinami. Nie trzeba ich wcześniej kompostować.

Nawet pojedyncza warstwa szyszek tworzy grubą ściółkę (ok. 2-3 cm). Jak inne ściółki, szyszki zakwaszają glebę. Na pewno jest to proces powolny. Nie zauważyłam, aby miał wpływ na kondycję roślin lubiących bardziej zasadowy odczyn.

1. Rodzaje szyszek - nadają się wszystkie. Ja najczęściej używam sosnowych, bo mam kilka sosen w ogrodzie i dostaję je też od sąsiadów (opadają im na trawnik). Ładnie na rabatach wyglądają również szyszki jodłowe i świerkowe. Najdłużej rozkładają się szyszki jodły, zaś najszybciej - modrzewia.

2. Kiełkowanie nasion z szyszek - między łuskami są oczywiście nasiona, które kiełkują na rabatach. Problem jest jednak niewielki. Nasion nie mają szyszki objedzone przez wiewiórki i ptaki. Na zdjęciu poniżej są właśnie takie wyskubane szyszki - kółkiem zaznaczyłam (dla porównania) szyszkę niewyskubaną.


3. Bez kompostowania - szyszek nie trzeba kompostować. Wysypujemy na rabaty - i gotowe.

4. Kolejne warstwy - na starą ściółkę można oczywiście sypać świeże szyszki (każdą ilość). Gdy jest ich mało albo ściółkowane rośliny są drobne, nic nie stoi na przeszkodzie, aby dodać np. kory.

5. Przekopywanie - podczas przesadzania roślin trudno uniknąć głębszego przekopania szyszek. Nie trzeba ich dokładnie wybierać - po przekopaniu wzbogacają glebę w próchnicę.


Ściółkowane szyszkami rośliny wyglądają na bardziej zadbane i lepiej rosną. Z podlewania można zrezygnować całkowicie albo bardzo je ograniczyć. Ja nie podlewam wcale:)


W czasie deszczu szyszki zamykają łuski, a podczas upałów - otwierają, tworząc coś w rodzaju inteligentnej ściółki. Rozkładając się tworzą w glebie warunki sprzyjające rozwojowi pożytecznych mikroorganizmów.


Niedojrzałe szyszki, które spadają podczas silnego wiatru, też nadają się na ściółkę. Ich minusem jest to, że ich łuski są nieruchome, czyli nie ma efektu inteligentnej ściółki.

O innych rodzajach ściółek: CZYTAJ TUTAJ

Floks szydlasty - przycinanie

W maju floksy szydlaste tworzą piękne poduszki kwiatów - białe, różowe lub fioletowe. Kwitnienie, choć już nie tak obfite, powtarzają w sierpniu. Przycinanie po przekwitnięciu nie jest potrzebne. Co innego, jeśli pędy za bardzo się rozrosną na rabatach albo obeschną (z różnych przyczyn). Wtedy można wziąć sekator i je przyciąć, ale z boków, nie od góry.

Po przekwitnięciu floksy rosną bardzo intensywnie. Choć nie są to rośliny ekspansywne, ich szydlaste pędy potrafią wyjść poza rabatę. Gdy to przeszkadza, można je skrócić sekatorem. Nie radzę robić tego ręcznie. Pędy floksów nie są - co prawda - supermocne, ale łatwo w ten sposób wyrwać te, które chcemy pozostawiać (mają drobne, słabe korzenie).
Przekwitłych kwiatów floksów szydlastych się nie ścina. Zresztą byłoby to trudne, bo są ich setki. I tak floksy zakwitną ponownie w sierpniu, kiedy dzień znowu trwa ok. 15 godzin. Kwiatów nie będzie jednak tak dużo, jak wiosną.

               Tak wyglądają floksy szydlaste tuż po przekwitnięciu. Nie trzeba ich przycinać


Floksy wymagają jednak czasem cięcia pielęgnacyjnego, np. jeśli za bardzo się rozrosną na boki lub obeschną. Poniżej przykład drastyczny:)

1.Tak okropnie wyglądały w połowie kwietnia floksy rosnące między kamieniami przy schodach do mojego domu. Były deptane i maltretowane łopatą do śniegu całą zimę. Wymagały przycięcia. Na czerwono zaznaczyłam uschnięte pędy do usunięcia:


 2.Te same floksy po cięciu:



3.Miesiąc później:


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...